Dziś o książce "JA" pisze studentka z Krakowa. Jej wypowiedź można by polecić szczególnie tym osobom, które kręcą się w kieracie niemożności albo hołdują negatywnym emocjom. Poczytajcie ...
Książka „JA” wpadła mi w ręce już w szkole podstawowej. Pamiętam, że nie wszystkie poruszane w niej sprawy były dla mnie zrozumiałe, ale z czasem, gdy udało mi się wrócić do tej książki raz i drugi, zaczęłam odnosić coraz więcej korzyści z jej czytania, a fragmenty, które szczególnie do mnie przemawiały, na trwałe zapadły mi w pamięć i pozwoliły przekuć teorię na praktykę. Myślę, wśród pozycji z dziedziny książki rozwój osobisty, „JA” powinno zawitać na stałe do bibliotek szkolnych, również dlatego, że w młodym wieku jesteśmy najbardziej podatni na różne wpływy, więc jeśli już mamy być poddawani jakiejś „propagandzie”, to niech to będzie propaganda konstruktywna i pozytywna!
Trener rozwoju osobistego Tadeusz Niwiński w swojej książce poruszył wiele różnorodnych spraw. Oczywiście zależy od czytelnika, które z nich uzna za najbardziej wartościowe czy ważniejsze od innych. Ja pamiętam najbardziej dwie rzeczy, które w zasadzie zmieniły na trwałe mój sposób myślenia i pozwoliły mi realnie lepiej sobie radzić w życiu. I chociaż nie jestem chodzącym ideałem: jest mi łatwiej!
Moja pierwsza „zdobycz” wyniesiona z lektury to zdanie sobie sprawy, że często nie osiągamy tego, czego chcemy nie dlatego, że istnieją ku temu realne, „niepokonywalne” przeszkody, tylko dlatego, że po prostu szukamy wymówek i zwalamy odpowiedzialność na innych. To naprawdę smutne, a przecież tak powszechne zjawisko: ludzie niezadowoleni ze stanu obecnego, którzy jednocześnie poświęcają ogrom czasu na „wdrukowanie” sobie, że nic nie mogą zmienić, wymyślając coraz to bardziej rozbudowane argumenty, dlaczego nic od nich nie zależy! ( „rodzice mnie tak wychowali”, „chciałbym, ale co sobie sąsiedzi pomyślą”, „chciałbym, ale po prostu się nie nadaję, a świadczy o tym [tu szereg „niepodważalnych faktów z życia”])... Wiadomo, że nie wszystko zależy w pełni od nas, ale „JA” pozwala się przekonać, że mamy wpływ na dużo więcej, niż na co dzień zdajemy sobie sprawę. Tak naprawdę większość rzeczy, które nas spotyka w życiu, to kwestia jakichś wcześniejszych indywidualnych wyborów. Wiele osób zdaje się zupełnie nie kojarzyć skutku z przyczyną – może dlatego, że efekty wielu działań są nieraz bardzo odroczone w czasie? Dlatego lepiej jak najwcześniej zacząć zdawać sobie sprawę, że to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie, a nie sąsiedzi, koledzy z pracy czy politycy!
Druga sprawa poruszona w książce, która bardzo pomaga mi w życiu, to dystans do rzeczy, na które nie mam wpływu. Dzięki „JA” udało mi się zrozumieć, że wiele tak zwanych „realnych problemów” tak naprawdę nie ma większego znaczenia – a problem leży tylko w moim podejściu. Skoro już zaistniała jakaś sytuacja, która jest mi nie na rękę, lepiej zastanowić się nad konstruktywnymi rozwiązaniami, niż pielęgnować negatywne emocje i złe myśli. Zwłaszcza ważne było dla mnie przeczytanie, że to ode mnie zależy, czy ktoś mnie zdenerwuje, sprowokuje czy urazi. Bo w gruncie rzeczy do obrażenia kogoś potrzebne są dwie osoby: ta, która obraża i ta, która postanowi poczuć się obrażona...Oczywiście nie chodzi o to, aby pozwalać innym wchodzić sobie na głowę, ale faktem jest, że odczuwając złość, urazę i tak dalej tak naprawdę szkodzimy samym sobie. Tracimy energię na rozpamiętywanie, obmyślanie planów odegrania się… A przecież można się w tym czasie zająć czymś przyjemniejszym. J
Mimo tego, że „JA” zmieniła mój sposób patrzenia na wiele spraw, bardziej podoba mi się nowsza publikacja Tadeusza Niwińskiego „No, to czego chcesz” i też bardziej ją polecam. „JA” jest trochę chaotyczna, czasem konstruktywne treści trochę się gubią w zbiorze anegdotek i zmian tematu. „No, to czego chcesz” uzupełnia treść „JA” o wiele bardzo istotnych kwestii i jest bardziej uporządkowana. To takie vademecum świadomego życia w pigułce. „No, to czego chcesz” można przeczytać w jeden wieczór i przeżyć w tym czasie wiele „olśnień” (znanych też jako momenty „aha!” J) – dlatego polecam wszystkim, którzy nie czytali jeszcze żadnej książki pana Niwińskiego, by sięgnęli przede wszystkim właśnie po tę pozycję.
Zgadzam się, że tego typu książki i nauki a do tego edukacja finansowa powinny być w szkołach zamiast ładowania dzieciakom tyle niepotrzebnej wiedzy.
OdpowiedzUsuń